piątek, 23 grudnia 2016

idą święta

Zza okna w kuchni spogląda na mnie bałwanek. Patrzy jak miele kapustę i grzyby do pierogów i uszek wigilijnych. Jutro, jak nie spadnie z karmnika, bałwanek będzie świadkiem przygotowań do wieczerzy wigilijnej. Zobaczy jak z mamą będę lepić uszka, gotować barszcz, smażyć karpia i ... . Według tradycji na wigilijnym stole powinno się znaleźć 12 potraw. W moim domu rodzinnym nigdy nie trzymaliśmy się sztywno tej reguły, jeżeli już liczyliśmy potrawy to raczej z ciekawości ile jest tym razem. Są potrawy, które w różnych latach gościły na wigilijnym stole (kutia, karp w galarecie, kapusta z grochem, śledzie, sałatka warzywna, różne ciasta ...), nie były one jednak obowiązkowe. Obowiązkowo i corocznie musiały być uszka z kapustą i grzybami leśnymi (żadnych pieczarek), czerwony barszcz, smażony karp, chleb, tarte buraczki, makowiec, kompot z suszu. Obowiązkowo i corocznie do południa siedzimy z mamą w kuchni i lepimy uszka z farszem z kiszonej swojej kapusty i z suszonych leśnych grzybów (podgrzybków) zebranych jesienią przez tatę i/lub brata. Ten czas, kiedy bez pośpiechu lepimy uszka mija na rozmowie o minionych latach, o wydarzeniach tych wesołych i tych smutnych, o bliskich którzy są i o tych których nie ma, bo pracują, bo wyjechali, bo odeszli. Te wigilijne uszka z kapustą i grzybami są jedyne w swoim rodzaju. Wyłożone na białym talerzu, zalane czerwonym barszczem i spożywane w gronie najbliższych są dla mnie czymś niezwykłym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz